sobota, 30 listopada 2013

Forum Extremum - Nanga Dream rusza do Pakistanu, listopad 2013







Wyglada na to że Marek"Wyjebka" Klonowski , programowo nie za bardzo
pucuje:) się w środkach masowego przekazu. Ale w koncu bez jaj.."Wyjebka"  to
KMN (Kierownik  Mieczysław Naczelnik)  wyprawy a, wiec z czysto PR względów
oddał głos temu który, na tej górze faktycznie cos może zrobic...I dobrze zrobił.
Czapa w końcu usmiechnięty,skupiony i bardzo bardzo swieży:)
Prawda jest taka...czy tak czy inaczej poraz zacząć trzymac kciuki i głośno dopingowac.
Wyprawa powoli rusza i tym razem w koncu zobaczymy Czapke na szczycie:) HOPE
Nie ukrywam ze w trakcie wyprawy upichce pare smakowitych informacyjnych dań,
po których zdaje sie że, znowu będę odbierał nocne telefony od asystenta KMN-a. z
ządaniem podania emaila:) Zapewniam...będzie gorąco:)

wtorek, 19 listopada 2013

Czujny Gienia...

Memik z Gienią i Leszkiem Cichym nagle zniknął. Jak rozumiem
zdjęcie zostało zaraportowane do Googla.Ciekawe na jakie podstawie?
Obsceniczne treści? autor zdjęcia i właściciel został poprawnie
odznaczony linkiem.A więc swiat memów jest nielegalny? nie wolno?
Co robią więc te miliardy memów w sieci? Nie tędy droga Marcinie.
Droga jest tylko jedna.Stać sie poważnym i wiarygodnym w tym co robisz.
I nie wciskać ludziom kitu.Jak mówisz ze przejedziesz Australie sto razy
dookoła i milion razy w poprzek to potem nie gadaj ze ci trawka oponki przebija.
Jak trąbisz że pokonasz:Jukon Srukon i Pierdukon to nie wymiekaj na pierwszym
zakręcie, i tak dalej i tak dalej i tak dalej.
Panie i Panowie memik wraca zobaczymy na jak długo:)
P.S No chyba Leszek Cichy sie nie obraził...

P.S 22.11.2013 wrócił na dwa dni...skrypt googla wydaje sie byc bezlitosny ale
spróbujemy innej opcji..




sobota, 9 listopada 2013

Dziwna rozmowa...



Rózne swiaty...
I te kolejne durne pytanie o morale człowieka pod presją
utraty zycia...Mało wyrazny Czapa, Tomza (dziennikarz zadający pytania)
w formie, i mozna byłoby o tym zapomniec gdyby nie pare newsów...
Czego sie dowiedzielismy z "czapowego" info?
Ano ze: ekipa realizacyjna serialu: Nanga Dream (sezon 4) rozrosła sie do 8 osób...
Ze jeden z nowicjuszy ma ksywe "Dzik" i jego system przygotowań
(min.ciaganie wózków oraz opon na wizji...skad my to znamy???)

na tyle zniesmaczył Tomasza Mackiewicza że, momentalnie odesłał go
na oslą ławke rezerwowych. A tak apropos, Michale vel Dziku. Obejrzyj
wszystkie produkcje Gieni i juz wiecej nie popełniaj takich błedów:) a poza
tym: "tiszej budjesz dalej zajedjesz" Czapa zresztą w trakcie całego
spotkania jawił sie jako taki troche nowy "Murinho Punk Stajlu", groźnie
oswiadczajac ze;..." szef jest wtedy szefem kiedy odbiera sie od niego telefony..."
Albo że, obserwuje wszystkich cały czas (w tym momencie na sali dało sie
odczuc delikatne poruszenie:) i w stosownym momencie podejmie decyzje kto
liznie skały a kto kiblowac będzie w namiocie. Nasi smiałkowie muszą
pamietać że, konkurencja nie spi i czy tego chcą czy nie chcą, bedą
musieli poczuć oddech Marcina "Gieni": Gienieczko na swoich plecach...
Gienia w natarciu
Jak wiadomo Marcin "Gienia" Gienieczko który głównie słynie z tego ze
po kolejnym zesraniu sie kolejnego nierealnego projektu natychmiast
podnosi sobie poprzeczekę. Zaczyna zawsze od życia osobistego  (ptaszki
cwierkają że podobno żona skarży sie na Marcinowy nakaz noszenia coraz wyższych 
obcasów oraz wywierania na niej presji wykonania makijazu permanentnego)
a konczy na zawodowym...Tradycyjnie oddajmy w tym momencie głos  samemu Marcinowi:...
"Po starcie w Jukon River Quest( zakonczonym na pierwszym zakrecie z powodu ostrego zapalenia nerki zdaje sie:) postanowiłem podnieść 
poprzeczkę i rzucić się wir nowego wyzwania czysto sportowego ukończyć
Ironman Triathlon w wersji 1/2 Ironman .Karate uczy ,że niepowodzenie
uderza nas bardziej kiedy jest rezygnacja z samo doskonalenia się. Wiec 
trzeba napierać"..
I własnie taki jest Gienia : 1/2 Ironman, 1/100 podróznik,1/20000 zdobywca,
1/2000000 kajakarz i...0 explorator ale za to 100% wybitny wielki planer (taki co to plany wymyśla)
Jednym słowem :Zuch Ale nic to.Dla Marcina granice ( percepcji tez:) nie istnieja.
Kazdy projekt mozna przebic kolejnym. I tak projektami powoli wytapetowac
cała kule ziemska...Niektórzy cały jeszcze czas dają sie na to nabrać i własnie
specjalnie dla nich (NF) kolejny projekt Marcinaz serii  ROCOG (Rodzinny Obiazdowy
Cyrk Outdorowy- Ginieczko) odpalony 2 tygodnie wczesniej przed feralna decyzja o
samounicestwieniu sie w połówce triathlonu.
..."Potraktowałem ze to co do tej pory zrobiłem to było zdobywanie doświadczenia 
teraz czas na wielkie projekty a Solo Amazon do nich się zalicza. Sama nazwa 
Amazonka budzi podziw i grozę. Zrozumiałem właśnie ze tylko wtedy można 
tworzyć historie a na tym mi zależy najbardziej wtedy czuje się zmotywowany 
do wszystkiego do życia w rodzinie i gdzieś tam daleko od domu wykonując 
kolejny krok..."
foto.Gienieczko.pl













Niestety Marcinie tam gdzie ty siejesz tam nijak historia rosnąc nie chce.Nasiona do dupy:)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nauka w służbie człowiekowi:)












"Idealne byłoby połączenie sił „wielkiej czwórki. Dla Gatesa najważniejsze jest ocalić ludzkie życie przed chorobami. Zuckerberg widzi możliwość „zbawienia świata” poprzez „zmniejszenie jego wielkości” poprzez Sieć. Larry Page i Sergey Brin również poczuwają się do zrobienia czegoś „dla ludzkości” - we wrześniu powołali do życia firmę Calico, która ma przeciwdziałać chorobom i „dbać o życie”. Portal Cnet 

A tu Larry Page :http://business.time.com/2013/09/18/google-extend-human-life/


czwartek, 26 września 2013

memoartur.blogspot.com





Two years have passed since the tragic death of our friend and colleague,
the legend of the Polish and Irish cave diving - Artur Kozlowski.
Today we are inviting you to join us in support of the project
of erecting of a gravestone and a bronze plaque in his memory
The plaque will be located at the entrance to the Pollanora 10 cave in Kiltartan co. Galway,
the place of Artur's last underwater journey.

Martyn Farr the legendary exploratory cave diver introduced the Irish cave diving
into the 20th century, Artur Kozlowski lead it into the 21st century.
Let us, therefore, show our gratitude for this great adventure by financially supporting
this noble idea. The plaque unveiling ceremony is planned for the 5th of September 2014,
the 3rd anniversary of the death of the talented diver.

For the purpose of the project we have launched the website http://memoartur.blogspot.ie
where you can help us by contributing through Paypal donations.

We are waiting for your support!
Family&Friends


wtorek, 24 września 2013

Jakub Pilarek autorem tego textu.IV RP nadchodzi...

http://niezalezna.pl/46344-broad-peak-jedwabne

Broad Peak a Jedwabne
Dodano: 23.09.2013 [19:30]
Broad Peak a Jedwabne - niezalezna.pl
foto: GP
Wysokościomierz wskazuje wysokość dzięki pomiarowi ciśnienia powietrza. Dyskusja, która rozpętała się po tragicznej śmierci Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego na Broad Peak w Karakorum, dowiodła, że są ludzie, dla których jest to także narzędzie do rozwiązywania dylematów etycznych.

Broad Peak, 12. góra świata o wysokości 8047 m n.p.m. Zdobyty w 1957 r. latem, ciągle jeszcze opierał się atakom zimą.

Marzec 2013 r. Czteroosobowy polski zespół osiąga szczyt, jednak do bazy wraca tylko dwóch himalaistów – Adam Bielecki i Artur Małek. Pozostała dwójka – Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski – na zawsze zostaje na zboczach góry. Informacje o okolicznościach ich śmierci budzą kontrowersje w środowisku wspinaczkowym. Okazało się, że w końcowej fazie wspinaczki zespół się rozdzielił. Pierwszy zdobywca szczytu – Adam Bielecki – podczas powrotu do obozu znajdującego się na wysokości 7400 m wyprzedził o kilka godzin drugiego zdobywcę Artura Małka.

Naginacze faktów

Laik zadaje sobie pytanie: jak to możliwe, że najsilniejszy z tego zespołu grzał się już w śpiworze, kiedy pozostała trójka walczyła o życie? Od razu jednak zostaje skarcony przez wielu specjalistów – ale też innych laików, którzy nie są miłośnikami etyki absolutystycznej – i dowiaduje się, że skoro nie był zimą na wysokości 8 km, to nie ma ani kompetencji, ani prawa się wypowiadać. Jest to argumentacja kuriozalna.

Zacznijmy od tego, że jeśli rzeczywiście warunki w górach wysokich zimą są tak skrajne, że z powodu zimna i wysokości organizm ludzki nie jest w stanie normalnie funkcjonować i popełnia się wówczas czyny, które na nizinach zostałyby uznane za nieludzkie, to ocena moralna dotyczyć powinna nie tyle wychłodzonego himalaisty na głodzie tlenowym, ile całego himalaizmu jako takiego. Skoro a priori wiemy, że jest tam tak strasznie, iż normą jest zostawianie kolegów, to po co tam się pchać? Gdyby Bielecki głosił dziś, że nie akceptuje moralnych kosztów zimowego himalaizmu, można by próbować tłumaczyć go z tego, że zostawił swoich partnerów w górach, gdy znalazł się w sytuacji, której nie był w stanie sobie wyobrazić. Ale wygląda na to, że mimo tragedii, która się wydarzyła, ciągle jest entuzjastą wypraw w góry. A o ile mi wiadomo, w Polsce tlenu nie brakuje na tyle, by nie dało się trzeźwo myśleć. Nawet na Śląsku.

Warto jednak się zastanowić nad konsekwencją przyjęcia argumentacji specjalistów za uprawnioną. Jeżeli uznamy, że strach himalaisty o własne życie może go zwalniać z partnerstwa, a nasz brak doświadczenia w takich sytuacjach odbiera nam prawo do oceny, to nie widzę powodu, by tej samej miary nie przykładać do innych dramatycznych wydarzeń, mających miejsce poza himalaizmem.

Himalaista w Jedwabnem

Chciałbym zapytać obrońców Adama Bieleckiego, jakie mają prawo, by osądzać ludzi, którzy podpalali w Jedwabnem stodołę pełną Żydów? Czy byli kiedyś na wojnie? Czy rozumieją lęk mieszkańca wioski o życie własne i swojej rodziny? Mógł on przecież liczyć na to, że czyniąc pod presją okupanta „szlachetny" w jego mniemaniu narodowosocjalistyczny gest przyłożenia pochodni do drewna, znacznie poprawi swój wizerunek w oczach Niemców – faktycznych inspiratorów tej zbrodni – i zwiększy szanse swoje i swoich bliskich?

Adherenci Bieleckiego powinni zdać sobie sprawę, że oczekiwanie, iż osiągający wysokość 8 km himalaiści będą zwolnieni z przestrzegania norm etycznych z powodu wskazań wysokościomierza, jest wyjątkowym przykładem bufonady. Otóż nie koledzy, koleżanki – jeśli tak, to musicie przyjąć do swojej ekipy jeszcze kogoś! Zdobywców Jerozolimy z 1099 roku, żołnierzy gen. Turreau, mieszkańców Jedwabnego z 1941 roku i wielu, wielu innych! Wówczas przynajmniej będziecie wiarygodni, zdejmując także im z pleców niewygodny garb.

Nie chcę bynajmniej porównywać przytoczonych zbrodni ze śmiercią himalaistów. Uważam tylko, że powyższa argumentacja de facto umożliwia wybielanie każdej niegodziwości, której człowiek może się dopuścić w warunkach skrajnych. Skoro uznamy, że trudne okoliczności zwalniają hamulce moralne, to naprawdę są sytuacje o wiele gorsze niż ucieczka z ośmiotysięcznika, w których ten mechanizm tym bardziej powinien działać.

Pech Bieleckiego

W 1986 r. wyruszyła zimowa wyprawa na Kanczendzongę w Himalajach. Do obozu szturmowego dotarło czterech wspinaczy, w tym Jerzy Kukuczka, Krzysztof Wielicki i Andrzej Czok. Rankiem okazało się, że Czok nie jest w stanie sam włożyć normalnie raków. Wyglądało to na objaw choroby wysokościowej. Obrzęk płuc – który, jak się okazało, dopadł Czoka – wymagał natychmiastowego sprowadzenia chorego na niziny, przy czym choroba gwałtownie postępowała. Co zrobili himalaiści? Wielicki z Kukuczką wyruszyli w górę, a Czok z partnerem zaczęli schodzić sami. W obozie III himalaista zmarł. Jak można było iść w górę, wiedząc, że Czok ma ewidentne objawy choroby wysokościowej? Jak ocenić prawdopodobieństwo wystąpienia poważnych kłopotów w sytuacji, kiedy chorego sprowadza w takich warunkach jedna osoba? Są to pytania retoryczne.

Z tej perspektywy rozumiem rozgoryczenie czy wręcz wściekłość Adama Bieleckiego, którego media kreują na czarny charakter polskiego himalaizmu.
 Doprawdy, Bielecki nie zostawił kolegów chorych – mimo że wszystko wskazuje na to, że miał ich gdzieś – mógł równocześnie naprawdę myśleć, że za parę godzin do niego dołączą. Wielicki i Kukuczka zostawili słabnącego Czoka tylko z jednym himalaistą, sami wybierając dalszą wspinaczkę.

W dyskusji internetowej, w której brałem kiedyś udział, Artur Hajzer (nieżyjący już twórca programu Polski Himalaizm Zimowy) przekonywał mnie, że Wielicki i Kukuczka, wyruszając w górę, nie mieli świadomości, że zostawiają chorego. Czok miał po prostu uznać, że wycofuje się z powodu uporczywego kaszlu. Tak też przedstawia sprawę raport komisji, która zajmowała się później tym wypadkiem. „11 stycznia Kukuczka i Wielicki wychodzą o świcie do ataku szczytowego, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji w sąsiednim namiocie. Zresztą opis wskazuje na to, że nie zdawał sobie z niej jeszcze sprawy sam Piasecki [partner Czoka]. Gdy rozpoczynają ubieranie, Andrzej nie jest w stanie założyć sobie raków".

A jednak już dzień wcześniej Czok walczył z upor­czywym kaszlem i miał bardzo wolne tempo, co jest typowym objawem początków choroby wysokościowej. Czy dobre partnerstwo polega na takiej komunikacji i taktyce działania, której rezultatem jest pozostawienie chorego pod minimalną opieką?

Co jeszcze łączy wyprawę na Kanczendzongę z wyprawą na Broad Peak? Otóż ta pierwsza dostarcza historycznych faktów, mogących stanowić komentarz do tłumaczeń Bieleckiego i Małka, że nie poczekali, bo było za zimno, by stać bez ruchu. Jerzy Kukuczka: „Krzysiek był szybszy, wyprzedził mnie na wierzchołku prawie o pół godziny. Nie wytrzymał jednak do mojego przyjścia i minęliśmy się 5 metrów poniżej szczytu, jak już schodził". Pół kilometra wyżej niż na Broad Peak, na wietrze, Wielicki jakoś był w stanie wystać co najmniej kilkanaście minut, czekając na Kukuczkę. Sytuacja ta pokazuje, że wbrew propagandzie wybielaczy himalaistów, którzy dali się uwieść szczytowi kosztem partnerstwa, nawet w górach wysokich pozostaje margines na człowieczeństwo. I choć oczywiście możliwości ratownictwa są w tych warunkach nieporównywalnie mniejsze, to w Himalajach i Karakorum rządzą takie same zasady, jak w Alpach, na Kaukazie czy w Tatrach. W każdym razie w zakresie moralności ich zdobywców.

środa, 31 lipca 2013

Szacun dla RABA-pomaga biednym:)


Postanowiłem na chwile wskoczyc na dawno juz nie odwiedzaną scenę, najdłuzszej
w dziejach nowoczesnego swiata, górskiej opery mydlanej pt Nanga Dream sezon
2013/2014.Najbiedniejsi polscy sportowcy Klonowski i Mackiewicz nie próznują i
jak widac na fali sukcesu poprzedniego sezonu 2012/2013 znależli prace w jednym
z pomorskich urzedów pracy którego pracownicy po ogladnieciu wszystkich sezonów
Nangi postanowili przyłaczyc sie do akcji pomocy biednym i bezdomnym polskim
sportowcom.Wygląda na to że nasi bochaterowie odżyli, sa całkiem niezle ubrani i
dobrze odżywieni. Mackiewicz zyskał sobie na tyle duzo zaufania swoich pracodawców
ze mógł w koncu po latach spełnic swój sen i usiasc za kólkiem masywnego jeepa.
Z perspektywy paru ostatnich lat sytuacja wydaje sie powoli normowac.Akcja sprzedazy
chinskich rowerków elektrycznych prowadzona przez Klonowskiego okazała sie
przysłowiowym strzałem w dzisiątke...dzisiaj mozna juz spokojnie mówic o coraz wyraźniej
 zarysowujacej sie perspektywie produkcji kolejnych sezonów tej zdającej się, nie mieć swojego
końca górskiej komedii romantycznej:"Nanga Dream".Partnerka M.Klonowskiego po wielu
latach biedy, niewygód, a czesto nawet głodu, zaczyna jak to sama mówi: "liczyć kaske":)
Powszechnie wiadomym jest że, reklama dzwignią handlu...jest.Nowy sezon Nangi, to nowe
wzruszenia, emocje a takze,nowe mozliwosci reklamowe pozwalajace zdobyc nowych klientów
na coraz liczniejsze produkty w katalogu handlowym M.Klonowskiego ( rowerki, wiatraczki,
bateryjki i akumulatorki.) http://mikrogeneracja.pl/

Zachęcam, zapraszam, namawiam. Pomózmy im wspolnie!!!

Na zakonczenie wielki SZACUN dla firmy Rab za buty skarpetki majtki i podkoszulki,
nieodpłatnie oddane w uzytkowanie naszym dzielnym vagubundom.Takich rzeczy sie nie zapomina...zwłaszcza kiedy brakuje ich na codzien...

środa, 3 lipca 2013

JAK SŁYSZE GÓRY TO CHCE MI SIE ZYGAC...

Od pewnego czasu góry to kompletna kaszana...ludzie, miejsca...to co na naszych oczach zrobiło sie z pieknej, pełnej porywajacych historii, dyscypliny sportowej jest poprostu nie do przyjecia...Morderstwa, przekrety, cfaniaki, lans i kasaaa...nic wiecej.Zero aspektów poznawczych odkrywczych...nikt juz nowych map nie narysuje. nikt juz nowych szczytów nigdy nie odkryje.Wszytko co w tej chwili dzieje sie u góry to plany na zarobienie kasy plus pobicie jakis tam kompletnie pojebanych rekordów... Oskarzenia, pomówienia, durne oswiadczenia czysty kryminał etc itd. Ten ma sponsorów tamtem niema. Ten jest bardziej Punk, tamten bardziej PZA...a na koncu jak zawsze pytanie...ile zarobilismy i kto jest lub bedzie naszym sponsorem na wczoraj dzisiaj i jutro...Underground jest teraz tam gdzie powinien byc...pod ziemia ...

niedziela, 23 czerwca 2013

Brutalny atak na turystów w rejonie gór Nanga Parbat. Co najmniej 10 osób nie żyje 2 - Gazeta.pl 23.06.2013

Brutalny atak na turystów w rejonie gór Nanga Parbat. Co najmniej 10 osób nie żyje






23.06.2013 10:04
A A A Drukuj
Co najmniej 10 osób zginęło podczas brutalnego ataku uzbrojonych napastników do jakiego doszło w rejonie góry Nanga Parbat w północnym Pakistanie. Ofiarami byli wspinacze z Chin, Rosji i Ukrainy, którzy pozostali w bazie noclegowej. Zabito również ich przewodnika. - Obcokrajowcy są naszymi wrogami - oznajmił rzecznik odpowiedzialnej za zamach grupy Jundullah.
Nanga Parbat to dziewiąty najwyższy szczyt świata i cel licznych eskapad himalaistycznych. W bazie noclegowej w rejonie gór Nanga Parbat przebywało w ostatnich dniach 50. wspinaczy.
Ostatniej nocy około 40. osób korzystając z poprawiających się warunków pogodowych wyruszyło na trasę. Wśród nich była ekipa prowadzona przez Polkę Aleksandrę Dzik. - Niemal wszyscy członkowie naszej grupy byli tej nocy w drugim obozie. Nie mamy kontaktu z polskim i włoskim zespołem, w którym jest Paweł Michalski - poinformowała Dzik.
Około północy grupa osób, która pozostała w hotelu została zaatakowana przez terrorystów. Napastnicy przebrani w mundury policyjne zabrali turystom pieniądze i paszporty, a następnie otworzyli do nich ogień. Jak poinformował pakistański minister spraw wewnętrznych ofiary pochodziły z Ukrainy, Rosji i Chin. Według informacji agencyjnych z grupy kierowanej przez miejscowych przewodników przeżyła tylko jedna osoba, mieszkaniec Chin. Zabito też jednego z nich. Inni Pakistańczycy zostali pobici i związani.
"Obcokrajowcy naszymi wrogami"
Północny region Gilgi Baltistan graniczy z Chinami i Kaszmirem. Jak dotąd był uważany za jeden z bezpieczniejszych obszarów niestabilnego politycznie Pakistanu. Popularnością cieszy się ze względu na uwarunkowania geograficzne.
- Latem przyjeżdża do nas wiele osób. Tutejsi mieszkań pracują i zarabiają dzięki temu pieniądze. To wydarzenie będzie miało wpływ nie tylko na postrzeganie naszego regionu, ale też całego Pakistanu - powiedział jeden z urzędników Syed Mehdi Shah.
Do ataku przyznała się grupa Jundullah, która w przeszłości dokonywała zamachów na pakistańskich szyitów.  - Obcokrajowcy są naszymi wrogami. Z dumą bierzemy odpowiedzialność za dokonanie zamachu i zapewniamy, że do tego rodzaju incydentów w przyszłości dojdzie jeszcze wielokrotnie - oświadczył rzecznik Jundullah cytowany przez światowe agencje.

piątek, 21 czerwca 2013

cytat z...

http://ekstra.sport.pl/ekstra/1,151825,19971902,amazonski-triatlon.html?disableRedirects=true - Cały czas płynąłem za Marcinem na wynajęte...